Tyle działo się w międzyczasie, że nie sposób tego opisać. Urlop w domu był magiczny. Mieliśmy piękną pogodę. Leniuchowaliśmy na plaży. Spotykaliśmy się z przyjaciółmi. Grzeszyliśmy kulinarnie. I tylko czas minął za szybko.
W tak zwanym międzyczasie urodziło się fantastyczne marzenie, o którym wią ci, którzy podglądają mnie na IG. Pierwszy krok do realizacji, czyli wizyta na targach w Düsseldorfie, został wykonany, ale o tym w innem terminie.
A potem dopadła nas rzeczywistość. Zimna, dodam z przykrością. Jeszcze chwilami jest ciepło, ale niestety wieczory są zimne i szybko robi się ciemno, nie ma już zatem siedzenia nad wodą po pracy, a i plan, żeby zaliczyć plażę nad Północnym niezrealizowany.
Dzisiaj do ‚skrzyni umarlaka’ powędrowały letnie ciuchy i wydobyliśmy z niej bluzy, swetry i kurtki. Idzie jesień. Złota będzie za czas jakiś. Jutro znowu ma być 25 stopni, ale następny weekend ma być deszczowy z 16 stopniami. Trzeba zaakceptować ten fakt.
Ogrodnik naciął hortensji i cieszą mnie, ale czekają już czerwone doniczki z polskiego domu. Przytaszczymy jakieś kwiecie w przyszłym tygodniu, bo za chwilę nie będzie już nic w ogrodzie, co da się obciąć i upchać w wazonie.
Dzisiaj rozmawialiśmy z moim bratem. Znowu ma 39 stopni gorączki. Buja się z tym czymś, nikt nie wie z czym, od covidu. Przez trzy tygodnie leżał z temperaturą, nie miał innych objawów oprócz kaszlu i nie było go jak leczyć (bo przecież nic mu nie jest). Pieprzę mu o miksturze z oleju z czarnuszki odkąd zachorował. Wie lepiej, farmaceuta jeden.
- Olej z czarnuszki jest niedobry- pada argument z dupy.
- To jest lekarstwo- do rozmowy wtrącił się Ted- a nie pieprzony drink z palemką. Owsianka to lekarstwo, a nie degustacja blinów z kawiorem. Kuźwa duży chłopiec z ciebie więc wiesz, że jak medycyna konwencjonalna nie działa, trzeba sięgnąć po alternatywę. Do roboty!
- A co ty tak gorliwie zachwalasz medycynę chińską?- zapytałam po skończonej rozmowie.
- Widzę, co się dzieje, widzę jak się czuję, widzę co i jak jemy, jaka to oszczędność i jak ty się czujesz, jak nie marzniesz.
Tak, jeszcze dwa dni temu, mimo chłodu, nadal spaliśmy przy otwartym oknie, co się nigdy wcześniej nie zdarzało, oraz każda moja piżama była tego lata za ciepła. Jeszcze nigdy nie spałam w tak skąpym odzieniu.
Idzie jesień, zobaczymy, co przyniesie. Może pierwszy raz odkąd pamiętam nie będę sopelkiem?
Oraz mamy dwa nowe zwierzaki w pracy. Tym razem, dla odmiany koty. O zaprzyjaźnianiu się kotów z psami kiedyś Wam opowiem.
Dobra Wam życzę na te chłody❤️
P.S.
Dziewczyny, czekoladowe muffiny sernikowe piecze się 20 minut, a robi pięć. To połowa seta w US Open😀
Część została na dzisiaj😀